Te kilka zdań to jest coś czego mi brakowało i co chciałabym żeby zostało zawarte w książce. W poniedziałek w pracy jakoś tak mnie natchnęło...
Jakie
to życie jest przewrotne. Jednego dnia mając 11 lat zacząłem szkołę i zanim ją
ukończyłem zdarzyło się tak dużo różnych rzeczy, że do dziś nie wierzę, że to
wszystko się stało. Nazywam się Draco Malfoy, mam teraz 30 lat i uważam, że
życie moje i wielu czarodziejów jest jak pudełko z niespodzianką. Tak jestem
czarodziejem i jestem dumny z bycia nim.
Na moim 7 roku nauki w najlepszej szkole w Wielkiej Brytanii w Hogwarcie wybuchła Wielka Wojna, to te miejsce wybrał Lord Voldemort, żeby pokazać swoją potęgę i zniszczyć Pottera. Ale nie udało mu się, został pokonany z rąk "Złotego Chłopca" i jego przyjaciół, jak ja się wtedy cieszyłem. On Voldzio wielki czarodziej przegrał i to była najpiękniejsza rzecz jaka mi się przytrafiła.
Wcześniejsze lata nauki nie były zbyt piękne i nie jestem do końca dumny z tego jaki byłem. Chciałem być jak ojciec, ale przeszło mi to, gdy wstąpiłem w szeregi Śmierciorzeńców i zobaczyłem jacy oni są naprawdę. Słowa Voldzia na początku brzmiały pięknie. Świat tylko dla czystokrwistych. Zero mugoli, najlepiej ich wszystkich wytępić i posłać do piekła i to w jak najpiękniejszym stylu. I zaczęły się morderstwa, tortury, gwałty na początku było śmiesznie i ciekawie, ale tylko do pewnego momentu. Mimo, że sam nie brałem w tym udziału bo przecież chodziłem do szkoły gdzie Dyrektor mógł sprawdzić jakie były rzucane zaklęcia i mógłbym mieć problem to jednak brałem w tym udział. Stałem obok i przyglądałem się. Czasami owszem uważałem, że ktoś już za bardzo został "uszkodzony", ale i tak kibicowałem mojemu ojcu i innym.
Jedna istota w ich rękach zmieniła wszystko, co wcześniej uważałem za słuszne. Była nią Granger, irytująca najlepsza uczennica. Naczelna kujonica szkoły i pupilka wszystkich nauczycieli oprócz oczywiście Snape. Granger była torturowana przez moją ciotkę. Ten moment i ta chwila gdy widziałem jej oczy do dziś mi się śnią. Jej krzyk, oczy błagające mnie o pomoc. Ale i jej siła walki i odwaga. Nie poddała się, nie wyjawiła niczego. To był ten moment gdy zmieniłem swoje postrzeganie świata. Znałem ją i nienawidziłem ale zobaczyć jak ktoś kogo na co dzień obrażasz jest torturowany przez kogoś innego to już inna rzecz. Ja ją mogłem tak traktować i nikt inny.
Po tym wydarzeniu wszystko się zmieniło i gdy doszło do Wielkiej bitwy już nie chciałem walczyć. Wolałem się schować na drugim końcu świata i tam pozostać, ale musiałem tam być i udawać, że walczę w imieniu Voldzia. Udało mi się i większość bitwy spędziłem w Pokoju Życzeń ze Złotą Trójcą. Uratowali mnie przed ogniem, nie pozwolili żebym został w pomieszczeniu, które się paliło i tylko sekundy zdecydowały, że teraz mając te 30 lat mogę odprowadzić mojego synka do szkoły. Moja mała kopia stresuje się bardzo, wychowałem go najlepiej jak potrafiłem i mam nadzieję, że jego lata w szkole będą o wiele przyjemniejsze niż moje. Stojąc na peronie 9 i 3/4 przypominają mi się wszystkie lata kiedy wyczekiwałem lokomotywy, która mogłaby mnie zabrać do szkoły, teraz będę wyczekiwać przyjazdów syna i jego odjazdów.
Na moim 7 roku nauki w najlepszej szkole w Wielkiej Brytanii w Hogwarcie wybuchła Wielka Wojna, to te miejsce wybrał Lord Voldemort, żeby pokazać swoją potęgę i zniszczyć Pottera. Ale nie udało mu się, został pokonany z rąk "Złotego Chłopca" i jego przyjaciół, jak ja się wtedy cieszyłem. On Voldzio wielki czarodziej przegrał i to była najpiękniejsza rzecz jaka mi się przytrafiła.
Wcześniejsze lata nauki nie były zbyt piękne i nie jestem do końca dumny z tego jaki byłem. Chciałem być jak ojciec, ale przeszło mi to, gdy wstąpiłem w szeregi Śmierciorzeńców i zobaczyłem jacy oni są naprawdę. Słowa Voldzia na początku brzmiały pięknie. Świat tylko dla czystokrwistych. Zero mugoli, najlepiej ich wszystkich wytępić i posłać do piekła i to w jak najpiękniejszym stylu. I zaczęły się morderstwa, tortury, gwałty na początku było śmiesznie i ciekawie, ale tylko do pewnego momentu. Mimo, że sam nie brałem w tym udziału bo przecież chodziłem do szkoły gdzie Dyrektor mógł sprawdzić jakie były rzucane zaklęcia i mógłbym mieć problem to jednak brałem w tym udział. Stałem obok i przyglądałem się. Czasami owszem uważałem, że ktoś już za bardzo został "uszkodzony", ale i tak kibicowałem mojemu ojcu i innym.
Jedna istota w ich rękach zmieniła wszystko, co wcześniej uważałem za słuszne. Była nią Granger, irytująca najlepsza uczennica. Naczelna kujonica szkoły i pupilka wszystkich nauczycieli oprócz oczywiście Snape. Granger była torturowana przez moją ciotkę. Ten moment i ta chwila gdy widziałem jej oczy do dziś mi się śnią. Jej krzyk, oczy błagające mnie o pomoc. Ale i jej siła walki i odwaga. Nie poddała się, nie wyjawiła niczego. To był ten moment gdy zmieniłem swoje postrzeganie świata. Znałem ją i nienawidziłem ale zobaczyć jak ktoś kogo na co dzień obrażasz jest torturowany przez kogoś innego to już inna rzecz. Ja ją mogłem tak traktować i nikt inny.
Po tym wydarzeniu wszystko się zmieniło i gdy doszło do Wielkiej bitwy już nie chciałem walczyć. Wolałem się schować na drugim końcu świata i tam pozostać, ale musiałem tam być i udawać, że walczę w imieniu Voldzia. Udało mi się i większość bitwy spędziłem w Pokoju Życzeń ze Złotą Trójcą. Uratowali mnie przed ogniem, nie pozwolili żebym został w pomieszczeniu, które się paliło i tylko sekundy zdecydowały, że teraz mając te 30 lat mogę odprowadzić mojego synka do szkoły. Moja mała kopia stresuje się bardzo, wychowałem go najlepiej jak potrafiłem i mam nadzieję, że jego lata w szkole będą o wiele przyjemniejsze niż moje. Stojąc na peronie 9 i 3/4 przypominają mi się wszystkie lata kiedy wyczekiwałem lokomotywy, która mogłaby mnie zabrać do szkoły, teraz będę wyczekiwać przyjazdów syna i jego odjazdów.
A życie będzie dalej wielkim
pudełkiem niespodzianek.
Piękny wpis. ,,A życie będzie dalej wielkim pudełkiem niespodzianek". Wspaniałe.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award na hp-around-the-world.blogspot.com
Pozdrawiam, Emelia