środa, 23 grudnia 2015

Świąteczna miniaturka :) Wesołych Świąt

Wesołych Świąt!!! 

Jako, że jutro Wigilia i zaczynają się święta, które uwielbiam dodaję dziś miniaturkę. Można powiedzieć, że świąteczną, ale tak nie do końca. Z jednej strony widać w niej zarys świąt, a z drugiej można ją nazwać epilogiem do opowiadanka Bahamy.  Ale też ma w sobie to co mamy właśnie w Polsce, czyli święta bez śniegu...

Mam nadzieję, że się Wam spodoba. 

A teraz życzę Wam Wesołych i Pogodnych Świąt. 

Mam nadzieję, że prezenty już spakowane i potrawy przygotowane. Ja zrobiłam sobie przerwę żeby dodać miniaturkę pomiędzy ubieraniem choinki a pieczeniem ciast. 

Mój brat doszedł do wniosku, że osoby czytające powinny mieć swoją własną choinkę i o to rezultat jego starań :) 



Zapraszam do czytania...




- Mamo! Gdzie jesteś? - krzyknęła około 12 letnia brunetka wchodząc do pokoju rodziców.

- Amy, na balkonie.
Dziewczynka udała się za głosem matki i wyszła na balkon. Gdy kobieta usłyszała kroki córki odwróciła się do niej. Można było zauważyć podobieństwo między kobietami. Obie zgrabne, ładne brunetki z magią w piwnych oczach. Młodsza usiadła obok matki i przyglądała się oceanowi. 
- Mamo, cieszę się, że tu jestem, ale...  nie brak ci czasami śniegu?
- Skąd takie pytanie kochanie?
- Jutro mamy Wigilię i tak jakoś dziwnie jest. Jak zostałam w tamtym roku w Salem na święta to było magicznie i wyjątkowo. Było dużo śniegu i zabawy. A dzisiaj jest jakoś tak dziwnie. 
- Jakoś nigdy nie przeszkadzało ci to. Zawsze się cieszyłaś z takiej pogody. Amy co się dzieje? 
- Mamo, ja chyba kocham zimę. A tu jej nie ma. - Kobieta tylko się uśmiechnęła
- Amy, ja też czasami tęsknię za aurą zimy, zwłaszcza gdy są święta. Magia wtedy jest bajeczna. Ale przyzwyczaiłam się do tego jak jest, nic nie mów Draco, ale czasami troszkę, żałuję, że mieszkamy na Bahamach. Ale pamiętaj, że to nasza tajemnica - mówiąc to uśmiechnęła się i przytuliła córkę - A teraz powiedz mi jakie masz do mnie pytanie.
- Skąd wiesz, że chcę cię o co zapytać? 
- Jestem twoja matką, wiem wszystko. A tak naprawdę widzę to w twoich oczach. Jesteś bardzo podobna do mnie, gdy byłam w wieku szkolnym.
- Wiem, tato mi to zawsze powtarza i ciocia Ginny też. Masz rację mam pytanie o święta w Hogwarcie jak wtedy wyglądały u was w szkole?
- Święta w Hogwarcie? Kochanie były magiczne. - kobieta zamknęła oczy i  z uśmiechem na twarzy zaczęła opowiadać - Zamek jest wielki i jakby wyjęty z baśni o królewnach, to tak jakby ucieleśnienie marzeń każdej młodej kobiety. Nie spędzałam świąt w szkole, przeważnie wyjeżdżałam do rodziców lub do rodziny Ginny. Tylko jedne święta spędziłam, te na ostatnim roku. Oczywiście zawsze było w ostatni wieczór pożegnanie z genialnym jedzeniem, wśród drzewek choinkowych ubranych w kolory wszystkich domów. Tak samo w naszych pokojach wspólnych stały wielkie choinki. Wujek Harry, o którym ci tyle opowiadaliśmy bardzo często zostawał na święta w szkole. Mówił wtedy, że czuł się samotny. 
- A jak wyglądał ten twój jedyny raz?
- Zostałam wtedy w szkole z Ginny i bawiłyśmy się świetnie. Gdy wstałyśmy, prezenty leżały w nogach naszych łóżek, było ich dosyć dużo ale przede wszystkim były to słodycze, zapakowane pojedynczo w paczki. Później schodziło się na śniadanie, spacer wokół zamku. Zabawy na śniegu. Dopiero wieczorem była wspólna kolacja przy jednym stole dla wszystkich, którzy zostali.
- I to był ten romantyczny czas dla cioci?
- Tak, tam właśnie na kolacji wigilijnej dla tych zostających, Ginny i Blaise po raz pierwszy się lepiej poznali i zakochali. No może nie tak zakochali, ale zrobili ten pierwszy krok.
- Czyli jaki?
- Blaise robił jakieś głupie uwagi względem Ginny, więc ona rzuciła w niego jedzeniem. 
- Naprawdę? - Amy zaczęła się śmiać - I co zrobiła reszta osób przy stole?
- Również zaczęła się obrzucać jedzeniem. Profesorowie uciekli dosyć szybko z Wielkiej Sali, a młodzież miała zabawę.
- I ty też razem z tatą się tam polubiliście?
- To jeszcze nie był ten czas, ale owszem wtedy na kilka minut staliśmy się sojusznikami.
- Jak to? - Amy była bardzo ciekawa tego co mówiła jej mama Hermiona 
- Oboje z Draco jak tylko zobaczyliśmy co się dzieje, schowaliśmy się pod stołem i można powiedzieć, że do końca tej walki tam siedzieliśmy pod zaklęciem kameleona. 
-  I nikt was nie słyszał?
- Nie lubiliśmy się wtedy z twoim ojcem więc nie pisnęliśmy słówkiem do siebie. Poczekaliśmy aż skończy się jedzenie i wszyscy wyjdą z sali i wtedy też my wróciliśmy do siebie, żegnając się jedynie skinieniem głowy. Taki milczący pakt.
- I to był jedynie czas miłości cioci i wujka?
- Można tak powiedzieć. To były fajne czasy. Ale nie pod względem świątecznym, cieszę się, że tylko raz spędziłam je z dala od rodziny. Wiesz córciu? Nawet tutaj jak jesteśmy, jest upał, plaża, i ocean to brakuje mi moich rodziców. Święta z młodości miały swój urok i były to idealne dni. Szkoda, że nie miałaś możliwości poznać swoich dziadków. Byliby zachwyceni taką wnuczką, ale nie zmienimy przeszłości.
- Mamo, nie smuć się w tym roku jestem z wami. Tylko w tamtym roku musiałam zostać w szkole, ale takie są wymagania Salem. Było miło, ale tęskniłam za wami i za żartami wujka Blaise. - mówiąc to Amy wstała i przytuliła się do matki - Jak myślisz co tato wymyślił w tym roku dla gości hotelowych?
- Podobno ma to być niespodzianka. Ale jak go znam pewnie wielka kolacja ze wszystkimi gośćmi i jedyna różnica to menu. Będziemy wszyscy siedzieć przy basenie i świetnie się bawić, będą kolędy, albo jakieś inne świąteczne piosenki, wszyscy pracownicy będą razem z nami, więc jest co robić. Ale najważniejsze Amy, że jesteśmy razem, w rodzinie i możemy te święta spędzić z kochającymi się ludźmi.
- Tylko bez śniegu. 
- Niestety bez śniegu, ale jak chcesz na któryś weekend stycznia możemy w Alpy na narty się wybrać, wtedy zobaczysz swojego ojca w akcji.
- Nie rozumiem, tato nigdy przecież nie jeździł na nartach.
- No właśnie, tylko musimy pamiętać o kamerze, żeby to uwiecznić - Obie kobiety zaczęły się śmiać, wyobrażając sobie Draco Malfoya pierwszy raz na nartach. - A teraz chodźmy go poszukać i powiedziemy mu o nartach.
- A może jeszcze niech wujek Blaise z nami jedzie? 
- To jest dobry pomysł. Musimy wtedy zabrać ze sobą dwie kamery. - kobiety śmiejąc się i obejmując wyszły z apartamentu i skierowały się na poszukiwania ich męża i ojca w jednej osobie...

niedziela, 6 grudnia 2015

Bahamy 12

I nadszedł czas pożegnania z tym opowiadaniem BAHAMY. Troszkę, żałuję bo mogłabym pisać dalej, ale kiedyś trzeba zakończyć wszystko.
Przed Wami ostatni rozdział, który mam nadzieję, że spodoba się Wam. 
Nie chciałabym się powtarzać, ale liczę na komentarze.


Zapraszam do czytania!!!


- Ginny?
- Miona! Nie uwierzysz co się stało!
- Co się stało? Ja tu się zamartwiam wydzwaniam po szpitalach, policji, kostnicy a ty tu tak... - nie mogła dokończyć swoich słów bo przyjaciółka przytuliła się do niej i krzyknęła coś co sprawiło, że odebrało jej głos
- Wyszłam za mąż!!!
- Miona! Ciesz się razem ze mną. Czemu milczysz? - mówiąc to Ginny rozluźniła ucisk i popatrzyła na przyjaciółkę - Nie cieszysz się? 
- To niespodzianka. Nie wiem co powiedzieć... - powiedziała cicho dziewczyna, potrząsnęła głową i wręcz krzyknęła - Cieszyć się? Jak mogłaś, wyjechać bez słowa, chociaż kartkę trzeba był napisać a nie. Ginny ja chciałam FBI wzywać, bo baliśmy się o ciebie, o was - mówiąc to popatrzyła również na bruneta, który stał troszkę dalej w obawie, że dziewczyna zamiast mówić może zrobić mu krzywdę. Potem popatrzyła znów na przyjaciółkę i uśmiechnęła się do niej - Ginny jesteś szalona i za to nie mogę się na ciebie gniewać. Gdzie się pobraliście? I jak do tego doszło. Przecież...
- Tak wiem o tym - powiedziała młoda mężatka i obejmując brunetkę poszły w stronę pokoju cały czas rozmawiając. - To było niezwykłe, byliśmy na kolacji i długo rozmawialiśmy, okazało się, że cały czas mnie kochał i kocha i jakoś tak wyszło. To było szalone wiem, ale jednak go kocham i Miona to jest niezwykłe. 
- Wiem kochana, ale nie zmienia to faktu, że się martwiłam z Draco o was. 
- Z Draco? Od kiedy jesteście po imieniu? - zaciekawiła się Ginny
- Od dawna, ale nie zmieniaj tematu gdzie wyjechaliście? - mówiąc to weszły do pokoju brunetki i dziewczyna otworzyła wino 
- Do Vegas, wiem to dziwne, ale miało to swój urok. Miałam na sobie zwykłą sukienkę, poszliśmy do jednej z tych kapliczek i jakiś koleś udzielił nam ślubu. Potem noc w hotelu w kształcie piramidy i wróciliśmy do was. Ale nie martw się, wszystko jest na płycie, nie wiem o co chodzi, ale koleś powiedział, że na niej jest zapis ślubu.
- To super. 
Na tego typu rozmowach minęło im jeszcze kilka godzin. Dziewczyny doszły do wniosku, że następnego dnia zjedzą wspólną kolację z chłopakami. Ruda powiedziała, że jej mąż ma jakiś pilny wyjazd rano na Jamajkę i wyjedzie tam na cały dzień wraz z blondynem. 
         Cały następny dzień dziewczyny spędziły na rozmowie i opalaniu. Przez ten czas Ginny tylko raz przestraszyła się jak powie o weselu własnej matce. Wiedziała, że kobieta będzie zła, dlatego też doszła do wniosku, że Miona jak wróci do kraju to wyśle jej sowę. Tak ona, Ginny planowała zamieszkać na Bahamach a potem na Jamajce i przekazać te wszystkie informacje za pośrednictwem sowy. Długo rozmawiała z Zabinim na temat przeprowadzki i to było jedyne wyjście. Życie w raju, gdzie miała zostać bez Hermiony obok. Brunetka powiedziała również, że teraz jak nie jest jej już potrzebna, to może  wracać do kraju, gdzie czekała na nią praca.
Nadszedł wieczór i czas wspólnego posiłku. Kolacja minęła im w miłej atmosferze. Rozmawiali, śmiali się, wygłupiali. Pierwszy raz cała czwórka bawiła się świetnie. Pracownicy widzieli, że tworzą zgraną drużynę. Zabini na każdym kroku wymawiał "Moja Żona" jakby to było coś wspaniałego, do czego powoli się przyzwyczajał. Młodzi byli szczęśliwi i z daleka było to widać, natomiast Draco i Miona, w środku odczuwali zazdrość i smutek, ale cieszyli się ze szczęścia swoich przyjaciół. Gdy wracali do ośrodka Giiny zapytała się Miony przy wszystkich
- Hermi? To o której jutro masz samolot?
- Samolot? - zapytał Draco 
- O 7 muszę być już na lotnisku. To jedyna możliwość, żeby zdążyć na lot o 11 z Miami do Londynu.
- To wcześnie - opowiedziała ruda - Ale wstanę i odwiozę cię na lotnisku, dobrze?
- Jasne - odpowiedziała brunetka.
- Jesteś już spakowana? jak chcesz to mogę ci pomóc.
- Muszę tylko kilka ubrań schować a tak to wszystko już gotowe..
         Draco gdy usłyszał tą rozmowę poczuł jakby w jego sercu powstał straszny ciężar, nie mógł zebrać myśli, nie wiedział co się stało. Wiedział, jedynie że nie jest dobrze i przyczyną tego jest wyjazd pewnej dziewczyny.
         Szedł za nimi co raz wolniej i wolniej, aż został daleko w tyle i nie słyszał o czym mówią. W końcu odwrócił się i poszedł usiąść nad basenem. Zamknął oczy i myślał. Po kilku minutach wstał i podjął męską decyzję. Poszedł do jej pokoju. Stanął przed drzwiami i zapukał. Gdy otworzyły się drzwi wszedł do pokoju i zobaczył, że walizki są już prawie do końca spakowane
- Czyli jednak wyjeżdżasz?
- Najwyższy czas, nie jestem już potrzebna Ginny, ona ma już męża a ja muszę wracać do szarej codzienności.
- Jakoś nie widzę zadowolenia i chęci.
- Dziwisz się? Te kilka dni dały mi dużo odpoczynku, naładowałam akumulatory i jestem znów gotowa do działania. 
- Nie możesz zostać? - powiedział z nadzieją chłopak
- Niestety. Przyjechałam żeby pomóc przyjaciółce i moja pomoc już się skończyła. Jak zauważyłeś znalazła miłość i już nie jestem jej do niczego potrzebna.
- Ale może innym jesteś - powiedział cicho chłopak
- Co powiedziałeś? - zapytała zaskoczona dziewczyna 
- Powiedziałem - chłopak wiedział,  że nie ma już odwrotu - Powiedziałem, że są jeszcze inni, którzy chcieliby żebyś została.
- Nie wiem kto chciałby mojej obecności tutaj. 
- Ja chciałbym, żebyś została.
- Mam tu zostać, żeby leczyć pacjentów. Bo nie wiem jak to sobie wyobrażasz. - powiedziała zdziwiona dziewczyna, nie rozumiejąc blondyna
- A powiadali, że jesteś najmądrzejszą uczennicą. No cóż powiem to raz jeszcze. Zostań dla mnie tutaj. -
Dziewczyna była tak zaskoczona, że nie wiedziała co odpowiedzieć. Malfoy podszedł do niej mówiąc:
- Czuję coś do ciebie. Czy to jest miłość? Nie wiem, bo nigdy jej nie zaznałem. Wiem, że jak jesteś obok to jest łatwiej, jest przyjemniej. Nie umiem mówić pięknie, nigdy nie musiałem, ale spójrz mówię to teraz. Zostań. Jak nie dla mnie to nie wiem ze względu na ocean, plażę, wyspę. Albo na te krewetki w tempurze. Zostań. - I z tymi słowami ją pocałował, w swój pocałunek włożył jak najwięcej swoich uczuć, poczuł, że dziewczyna odwzajemniła jego pocałunki. To było jak magia, delikatnie ale i żarliwie, namiętność połączyła się z nutą romantyczności. Niestety nie trwało to długo i po chwili, która była zdecydowanie zbyt krótka dziewczyna odepchnęła delikatnie od siebie chłopaka. Widział na jej twarzy rumieńce, w oczach pożądanie i zaskoczenie
- Draco - powiedziała cicho - Ja, ja nie mogę. Wybacz, ale wyjdź i nie mogę. - popatrzyła na niego smutnymi oczami, chłopak wiedział i widział w tych oczach oprócz smutku, niepewność, wstyd, nie był pewien do końca. Znał na tyle dziewczynę, że nie mógł jej zachęcać, sama musiała podjąć decyzje.
- Wyjdę Miona, ale musisz wiedzieć jedną rzecz. Ten pocałunek sama czułaś jaki był, musiałem sprawdzić, czy to było to samo. I wiem, że wrócisz, może nie za tydzień, miesiąc, ale nie minie rok aż znów się spotkamy. 
- Draco? Jak? O czym ty mówisz? Dlaczego uważasz, że to jest to samo? - zapytała się dziewczyna zaintrygowana słowami chłopaka
- Ja wiem i wiem, że i ty wiesz. Nie będę mówić żegnaj, powiem jedynie widzimy się za jakiś czas - I z tymi słowami podszedł do dziewczyny i na koniec pocałował ją delikatnie w usta i wyszedł z jej pokoju.
         Dziewczyna zaskoczona tym wszystkim jeszcze długo stała w miejscu i spoglądała na drzwi za którymi wyszedł chłopak. Po kilku sekundach potrząsnęła głową i wróciła do pakowania. Potraktowała to co się stało jak sen i próbowała zapomnieć. 

           Następnego dnia z samego rana Ginny odwiozła samochodem hotelowym przyjaciółkę na lotnisko. Pożegnały się i Hermiona poszła w stronę miejsca odprawy i samolotu. Gdy siedziała w samolocie czuła tęsknotę. Nie wiedziała tylko czego bardziej będzie jej brakowało: miejsca, przyjaciółki, a może za czymś jeszcze tęskniła? Gdy przesiadła się do samolotu z Miami do Londynu, poczuła się samotna w tym wielkim miejscu, gdzie nikogo nie znała. Wypiła trochę wina i cały lot praktycznie przespała. 
           Wróciła do domu, zrobiła pranie, posprzątała, wysłała sowę do szpitala, że następnego dnia wraca do pracy, kolejną sowę z listem do rodziców Ginny i tak minął jej pierwszy dzień po powrocie z urlopu.
            Później minął kolejny dzień w pracy i kolejny i kolejny. Miała tyle zaległości papierkowej i tylu pacjentów, że nie miała czasu na nic, nawet nie zauważyła jak minął miesiąc od powrotu. Pracowała dużo, miała nadgodziny, nie myślała przez ten czas o wakacjach aż do momentu listu od przyjaciółki.             
           Ginny pisała, że dużo starają się spędzać czasu tylko we dwoje, często jeżdżą na Jamajkę, a hotel, który się tam buduje to będzie coś idealnego. Pisała również, że zaczęła planować wystrój apartamentu, w którym zamieszka z mężem i ma tyle pomysłów na wystrój, że nie wie który wybrać. Treść listu była wręcz cukierkowa, same miłe, słodkie słowa. Było można wyczytać, że dziewczyna jest zakochana i szczęśliwa. Troszkę jej zazdrościła, ale również cieszyła się, że przyjaciółka w końcu odnalazła swoje miejsce na świecie. Ginny dużo przeżyła w swoim życiu i ta miłość dobrze jej zrobi. Da jej wolność i szczęście, na które zasługiwała.
            I to był ten moment kiedy brunetce przypomniało się wszystko: relaks, klimat, hotel i on, chłopak, który złożył jej pewną propozycję związaną z przyszłością. Ale czy ona była gotowa? Tego nie wiedziała i bardziej uważała, że to był jakiś sen i blondyn nie odwiedził jej wieczorem, a tym bardziej nie pocałował. Przez ten jeden list poczuła się jakby to nie miesiąc, a jeden dzień minął od wyjazdu z wyspy. Znów w sercu zrodziło się poczucie samotności i braku drugiej osoby. Rzadko miewała takie myśli. Przeważnie nie miała czasu na rozmyślanie o swoim życiu. Uważała, że jest jej teraz idealnie, że jest w takim momencie życia, które pozwala jej na wszystko  i nie koniecznie potrzebna jest jej druga osoba.
            Zrobiła sobie gorącą czekoladę, włączyła płytę z delikatną muzyką i usiadła na kanapie. Zaczęła wspominać dzieciństwo, szkołę, pracę i ostatnie wydarzenia na wyspie. Nie byłaby sobą, gdyby nie robiła w myślach notatek, nie szukała zalet i wad i przede wszystkim wiedziała jedno, że musiała oddzielić serce od rozumu. Serce było za wyspą i tym co ta wyspa reprezentowała a rozum jednak podpowiadał jej, że nie powinna myśleć o czymś ulotnym, tylko zostać tu gdzie ma pracę, dom i życie. 
            Tylko co to jest za życie, gdy jest w nim sama, bez rodziców, przyjaciółki. Może warto spróbować? Poddać się fascynacji i szaleństwu. Przeżyć kilka chwil, które sprawią, że w życiu może coś się zmienić. 
             Myśląc o tym wszystkim dziewczyna zasnęła, następnego dnia nie miała czasu zastanawiać się nad przyszłością. Zaspała, więc poranek minął jej na szybkim prysznicu, ubraniu się i udaniu się na dyżur. Dzień mijał jej w miarę spokojnie, miała kilku pacjentów, którymi się zajmowała. Kilka minut przed końcem dyżuru, do szpitala transportowano nagły przypadek. Mężczyzna został zaatakowany przez hipogryfa, był w strasznym stanie i dziewczyna wiedziała, że nie wróci do domu o normalnej porze. Pacjent był w miarę przytomny i powtarzał dwa słowa kieszeń i Jane. Nie miała czasu myśleć o co chodzi, ale gdy tylko mężczyzna złapał ją za rękę i popatrzył w jej oczy i znów powtórzył te słowa:
- Moja kieszeń, Jane...
- Mam sprawdzić co jest w kieszeni? - gdy mężczyzna potwierdził, wyjęła z kieszeni jego spodni małe pudełeczko a w nim pierścionek
- Jak odejdę - powiedział ledwo słyszalnym głosem
- Proszę nic nie mówić, musi pan oszczędzać się. Hipogryf troszkę narobił szkód w pana organizmie i musimy panu pomoc.
- Da to pani Jane? 
Hermiona pokiwała głową, że odda i wtedy jej pacjent stracił przytomność. Był w strasznym stanie i leczenie go zajęło jej dużo czasu. Lekarstwa, zaklęcia, eliksiry, a gdy skończyła była szczęśliwa, mężczyzna przeżyje, to było pewne. Cieszyła się w tym momencie z tego, że jest czarownicą bo tylko dzięki temu mogła go uratować. Gdy wyszła z sali gdzie leczyła go, podbiegła do niej śliczna blondynka:
- Co z nim?
- Pani jest osobą spokrewnioną z pacjentem?
- Tak. Jestem Jane, jego dziewczyna, byliśmy w lesie na polanie i wtedy podleciał ten stwor i go zaatakował. Tak się bałam, co z nim? - zakończyła piskliwym głosem dziewczyna.
- Będzie wszystko dobrze. Przez noc będzie nieprzytomny, ale do rana obudzi się. Proszę się nie martwic.
- Dziękuję pani - i z tymi słowami przytuliła Hermionę - mogę z nim posiedzieć?
- Oczywiście.

          Niestety noc musiała spędzić w szpitalu i monitorować pacjenta co godzinę. Nie musiała przychodzić tak często, ale pudełeczko z pierścionkiem miała cały w kieszeni i chciała dać je chłopakowi jak się obudzi. I udało się, obudził się nad ranem gdy po raz kolejny sprawdzała jego stan. Jane oczywiście spała z głową na jego łóżku i nie zobaczyła nawet jak lekarka podaje chłopakowi malutki skarb. Chłopak spojrzał na Hermionę i podziękował jej. Nie musiał nic mówić, jego oczy wyrażały wszystko. Miona wyszła z pokoju, ale przez szybę patrzyła jak pacjent budzi dziewczynę, widziała jak Jane przytuliła się ze łzami w oczach do chłopaka. I wtedy on podniósł rękę z pudełeczkiem i podał je jej. Poruszał delikatnie ustami i dziewczyna mogła się tylko domyśleć o czym mówił. Zobaczyła jak dziewczyna otworzyła pudełko i wyjęła pierścionek, nałożyła go na palec i rozpłakała się. Ten moment poruszył serce Hermiony. Widziała wiele razy oświadczyny na szpitalnym łóżku, zawsze to wyglądało słodko, ale dziś? To było coś innego, w tym właśnie momencie Miona chciała się znaleźć na miejscu Jane. Zamknęła oczy i próbowała wczuć się w ich sytuację, a gdy je otworzyła to mignęła jej twarz pewnego blondyna i wiedziała już co trzeba zrobić. 

              Wróciła do swojego gabinetu i napisała pismo o bezpłatny roczny urlop, spakowała swoje prywatne rzeczy i wysłała je do swojego mieszkania. Wróciła do siebie, wrzuciła do walizki najważniejsze letnie ubrania, kosmetyczkę, książki, albumy i inne rzeczy, które miały wartość sentymentalną, zadzwoniła po taxi i czekając na pojazd napiła się kawy. Chodząc po mieszkaniu i sprawdzając czy ma to co jej się przyda, po cichu żegnała się z każdym kątem. Wiedziała, że wyjedzie na długo, czy na całe dalsze życie tego nie pewna, ale doszła do wniosku, że jeśli nie spróbuje to nie dowie się czy warto. Najwyżej będzie żałować, ale ważne że próbuje prawda?

               Gdy była już na lotnisku i potem usiadła w samolocie, zaczęła się śmiać. Śmiała się głośno, aż ludzie zaczęli dziwnie na nią patrzeć. Ale nikt nic nie mówił. Całą podróż była w dobrym humorze. Gdy doleciała do Miami i czekała na kolejny lot uświadomiła sobie, że nie kupiła jeszcze nic Młodej Parze, więc na lotnisku kupiła im kosz słodyczy. Lot na Bahamy był szybki i nawet nie zauważyła, że jest już na miejscu. Jeszcze jedna podróż taxi i była w hotelu.
             I wtedy się przestraszyła. A co jeśli słowa chłopaka były kłamstwem? Może ma już kogoś? Może to była tylko zabawa, a ona się dała nabrać? Z tymi myślami weszła na teren hotelu i skierowała się w stronę recepcji. Nie musiała wchodzić do środka, bo Draco już z daleka jak wychodził z jakiegoś bocznego pomieszczenia. Zobaczył ją, przetarł oczy jakby z zaskoczenia i chciał się upewnić, że to nie są halucynację. I gdy zobaczył, że dziewczyna zrobiła krok w jego stronę, on również zrobił krok do niej. I tak pomału, krok za krokiem zbliżali się do siebie.
- Minął miesiąc i 3 dni, wiedziałem, że wrócisz. - Mówiąc to patrzył się w jej oczy
- Podziękuj hipogryfowi, to dzięki niemu tu jestem tak szybko.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale kupie mu kwiaty i wyślę w podziękowaniu - uśmiechnął się do niej i zrobił to o czym marzył od miesiąca.

Pocałował ją tak jak jeszcze żaden mężczyzna tego nie zrobił. 
Mijały lata i dziewczyna była pewna jednej rzeczy. Nie żałowała niczego.