niedziela, 6 grudnia 2015

Bahamy 12

I nadszedł czas pożegnania z tym opowiadaniem BAHAMY. Troszkę, żałuję bo mogłabym pisać dalej, ale kiedyś trzeba zakończyć wszystko.
Przed Wami ostatni rozdział, który mam nadzieję, że spodoba się Wam. 
Nie chciałabym się powtarzać, ale liczę na komentarze.


Zapraszam do czytania!!!


- Ginny?
- Miona! Nie uwierzysz co się stało!
- Co się stało? Ja tu się zamartwiam wydzwaniam po szpitalach, policji, kostnicy a ty tu tak... - nie mogła dokończyć swoich słów bo przyjaciółka przytuliła się do niej i krzyknęła coś co sprawiło, że odebrało jej głos
- Wyszłam za mąż!!!
- Miona! Ciesz się razem ze mną. Czemu milczysz? - mówiąc to Ginny rozluźniła ucisk i popatrzyła na przyjaciółkę - Nie cieszysz się? 
- To niespodzianka. Nie wiem co powiedzieć... - powiedziała cicho dziewczyna, potrząsnęła głową i wręcz krzyknęła - Cieszyć się? Jak mogłaś, wyjechać bez słowa, chociaż kartkę trzeba był napisać a nie. Ginny ja chciałam FBI wzywać, bo baliśmy się o ciebie, o was - mówiąc to popatrzyła również na bruneta, który stał troszkę dalej w obawie, że dziewczyna zamiast mówić może zrobić mu krzywdę. Potem popatrzyła znów na przyjaciółkę i uśmiechnęła się do niej - Ginny jesteś szalona i za to nie mogę się na ciebie gniewać. Gdzie się pobraliście? I jak do tego doszło. Przecież...
- Tak wiem o tym - powiedziała młoda mężatka i obejmując brunetkę poszły w stronę pokoju cały czas rozmawiając. - To było niezwykłe, byliśmy na kolacji i długo rozmawialiśmy, okazało się, że cały czas mnie kochał i kocha i jakoś tak wyszło. To było szalone wiem, ale jednak go kocham i Miona to jest niezwykłe. 
- Wiem kochana, ale nie zmienia to faktu, że się martwiłam z Draco o was. 
- Z Draco? Od kiedy jesteście po imieniu? - zaciekawiła się Ginny
- Od dawna, ale nie zmieniaj tematu gdzie wyjechaliście? - mówiąc to weszły do pokoju brunetki i dziewczyna otworzyła wino 
- Do Vegas, wiem to dziwne, ale miało to swój urok. Miałam na sobie zwykłą sukienkę, poszliśmy do jednej z tych kapliczek i jakiś koleś udzielił nam ślubu. Potem noc w hotelu w kształcie piramidy i wróciliśmy do was. Ale nie martw się, wszystko jest na płycie, nie wiem o co chodzi, ale koleś powiedział, że na niej jest zapis ślubu.
- To super. 
Na tego typu rozmowach minęło im jeszcze kilka godzin. Dziewczyny doszły do wniosku, że następnego dnia zjedzą wspólną kolację z chłopakami. Ruda powiedziała, że jej mąż ma jakiś pilny wyjazd rano na Jamajkę i wyjedzie tam na cały dzień wraz z blondynem. 
         Cały następny dzień dziewczyny spędziły na rozmowie i opalaniu. Przez ten czas Ginny tylko raz przestraszyła się jak powie o weselu własnej matce. Wiedziała, że kobieta będzie zła, dlatego też doszła do wniosku, że Miona jak wróci do kraju to wyśle jej sowę. Tak ona, Ginny planowała zamieszkać na Bahamach a potem na Jamajce i przekazać te wszystkie informacje za pośrednictwem sowy. Długo rozmawiała z Zabinim na temat przeprowadzki i to było jedyne wyjście. Życie w raju, gdzie miała zostać bez Hermiony obok. Brunetka powiedziała również, że teraz jak nie jest jej już potrzebna, to może  wracać do kraju, gdzie czekała na nią praca.
Nadszedł wieczór i czas wspólnego posiłku. Kolacja minęła im w miłej atmosferze. Rozmawiali, śmiali się, wygłupiali. Pierwszy raz cała czwórka bawiła się świetnie. Pracownicy widzieli, że tworzą zgraną drużynę. Zabini na każdym kroku wymawiał "Moja Żona" jakby to było coś wspaniałego, do czego powoli się przyzwyczajał. Młodzi byli szczęśliwi i z daleka było to widać, natomiast Draco i Miona, w środku odczuwali zazdrość i smutek, ale cieszyli się ze szczęścia swoich przyjaciół. Gdy wracali do ośrodka Giiny zapytała się Miony przy wszystkich
- Hermi? To o której jutro masz samolot?
- Samolot? - zapytał Draco 
- O 7 muszę być już na lotnisku. To jedyna możliwość, żeby zdążyć na lot o 11 z Miami do Londynu.
- To wcześnie - opowiedziała ruda - Ale wstanę i odwiozę cię na lotnisku, dobrze?
- Jasne - odpowiedziała brunetka.
- Jesteś już spakowana? jak chcesz to mogę ci pomóc.
- Muszę tylko kilka ubrań schować a tak to wszystko już gotowe..
         Draco gdy usłyszał tą rozmowę poczuł jakby w jego sercu powstał straszny ciężar, nie mógł zebrać myśli, nie wiedział co się stało. Wiedział, jedynie że nie jest dobrze i przyczyną tego jest wyjazd pewnej dziewczyny.
         Szedł za nimi co raz wolniej i wolniej, aż został daleko w tyle i nie słyszał o czym mówią. W końcu odwrócił się i poszedł usiąść nad basenem. Zamknął oczy i myślał. Po kilku minutach wstał i podjął męską decyzję. Poszedł do jej pokoju. Stanął przed drzwiami i zapukał. Gdy otworzyły się drzwi wszedł do pokoju i zobaczył, że walizki są już prawie do końca spakowane
- Czyli jednak wyjeżdżasz?
- Najwyższy czas, nie jestem już potrzebna Ginny, ona ma już męża a ja muszę wracać do szarej codzienności.
- Jakoś nie widzę zadowolenia i chęci.
- Dziwisz się? Te kilka dni dały mi dużo odpoczynku, naładowałam akumulatory i jestem znów gotowa do działania. 
- Nie możesz zostać? - powiedział z nadzieją chłopak
- Niestety. Przyjechałam żeby pomóc przyjaciółce i moja pomoc już się skończyła. Jak zauważyłeś znalazła miłość i już nie jestem jej do niczego potrzebna.
- Ale może innym jesteś - powiedział cicho chłopak
- Co powiedziałeś? - zapytała zaskoczona dziewczyna 
- Powiedziałem - chłopak wiedział,  że nie ma już odwrotu - Powiedziałem, że są jeszcze inni, którzy chcieliby żebyś została.
- Nie wiem kto chciałby mojej obecności tutaj. 
- Ja chciałbym, żebyś została.
- Mam tu zostać, żeby leczyć pacjentów. Bo nie wiem jak to sobie wyobrażasz. - powiedziała zdziwiona dziewczyna, nie rozumiejąc blondyna
- A powiadali, że jesteś najmądrzejszą uczennicą. No cóż powiem to raz jeszcze. Zostań dla mnie tutaj. -
Dziewczyna była tak zaskoczona, że nie wiedziała co odpowiedzieć. Malfoy podszedł do niej mówiąc:
- Czuję coś do ciebie. Czy to jest miłość? Nie wiem, bo nigdy jej nie zaznałem. Wiem, że jak jesteś obok to jest łatwiej, jest przyjemniej. Nie umiem mówić pięknie, nigdy nie musiałem, ale spójrz mówię to teraz. Zostań. Jak nie dla mnie to nie wiem ze względu na ocean, plażę, wyspę. Albo na te krewetki w tempurze. Zostań. - I z tymi słowami ją pocałował, w swój pocałunek włożył jak najwięcej swoich uczuć, poczuł, że dziewczyna odwzajemniła jego pocałunki. To było jak magia, delikatnie ale i żarliwie, namiętność połączyła się z nutą romantyczności. Niestety nie trwało to długo i po chwili, która była zdecydowanie zbyt krótka dziewczyna odepchnęła delikatnie od siebie chłopaka. Widział na jej twarzy rumieńce, w oczach pożądanie i zaskoczenie
- Draco - powiedziała cicho - Ja, ja nie mogę. Wybacz, ale wyjdź i nie mogę. - popatrzyła na niego smutnymi oczami, chłopak wiedział i widział w tych oczach oprócz smutku, niepewność, wstyd, nie był pewien do końca. Znał na tyle dziewczynę, że nie mógł jej zachęcać, sama musiała podjąć decyzje.
- Wyjdę Miona, ale musisz wiedzieć jedną rzecz. Ten pocałunek sama czułaś jaki był, musiałem sprawdzić, czy to było to samo. I wiem, że wrócisz, może nie za tydzień, miesiąc, ale nie minie rok aż znów się spotkamy. 
- Draco? Jak? O czym ty mówisz? Dlaczego uważasz, że to jest to samo? - zapytała się dziewczyna zaintrygowana słowami chłopaka
- Ja wiem i wiem, że i ty wiesz. Nie będę mówić żegnaj, powiem jedynie widzimy się za jakiś czas - I z tymi słowami podszedł do dziewczyny i na koniec pocałował ją delikatnie w usta i wyszedł z jej pokoju.
         Dziewczyna zaskoczona tym wszystkim jeszcze długo stała w miejscu i spoglądała na drzwi za którymi wyszedł chłopak. Po kilku sekundach potrząsnęła głową i wróciła do pakowania. Potraktowała to co się stało jak sen i próbowała zapomnieć. 

           Następnego dnia z samego rana Ginny odwiozła samochodem hotelowym przyjaciółkę na lotnisko. Pożegnały się i Hermiona poszła w stronę miejsca odprawy i samolotu. Gdy siedziała w samolocie czuła tęsknotę. Nie wiedziała tylko czego bardziej będzie jej brakowało: miejsca, przyjaciółki, a może za czymś jeszcze tęskniła? Gdy przesiadła się do samolotu z Miami do Londynu, poczuła się samotna w tym wielkim miejscu, gdzie nikogo nie znała. Wypiła trochę wina i cały lot praktycznie przespała. 
           Wróciła do domu, zrobiła pranie, posprzątała, wysłała sowę do szpitala, że następnego dnia wraca do pracy, kolejną sowę z listem do rodziców Ginny i tak minął jej pierwszy dzień po powrocie z urlopu.
            Później minął kolejny dzień w pracy i kolejny i kolejny. Miała tyle zaległości papierkowej i tylu pacjentów, że nie miała czasu na nic, nawet nie zauważyła jak minął miesiąc od powrotu. Pracowała dużo, miała nadgodziny, nie myślała przez ten czas o wakacjach aż do momentu listu od przyjaciółki.             
           Ginny pisała, że dużo starają się spędzać czasu tylko we dwoje, często jeżdżą na Jamajkę, a hotel, który się tam buduje to będzie coś idealnego. Pisała również, że zaczęła planować wystrój apartamentu, w którym zamieszka z mężem i ma tyle pomysłów na wystrój, że nie wie który wybrać. Treść listu była wręcz cukierkowa, same miłe, słodkie słowa. Było można wyczytać, że dziewczyna jest zakochana i szczęśliwa. Troszkę jej zazdrościła, ale również cieszyła się, że przyjaciółka w końcu odnalazła swoje miejsce na świecie. Ginny dużo przeżyła w swoim życiu i ta miłość dobrze jej zrobi. Da jej wolność i szczęście, na które zasługiwała.
            I to był ten moment kiedy brunetce przypomniało się wszystko: relaks, klimat, hotel i on, chłopak, który złożył jej pewną propozycję związaną z przyszłością. Ale czy ona była gotowa? Tego nie wiedziała i bardziej uważała, że to był jakiś sen i blondyn nie odwiedził jej wieczorem, a tym bardziej nie pocałował. Przez ten jeden list poczuła się jakby to nie miesiąc, a jeden dzień minął od wyjazdu z wyspy. Znów w sercu zrodziło się poczucie samotności i braku drugiej osoby. Rzadko miewała takie myśli. Przeważnie nie miała czasu na rozmyślanie o swoim życiu. Uważała, że jest jej teraz idealnie, że jest w takim momencie życia, które pozwala jej na wszystko  i nie koniecznie potrzebna jest jej druga osoba.
            Zrobiła sobie gorącą czekoladę, włączyła płytę z delikatną muzyką i usiadła na kanapie. Zaczęła wspominać dzieciństwo, szkołę, pracę i ostatnie wydarzenia na wyspie. Nie byłaby sobą, gdyby nie robiła w myślach notatek, nie szukała zalet i wad i przede wszystkim wiedziała jedno, że musiała oddzielić serce od rozumu. Serce było za wyspą i tym co ta wyspa reprezentowała a rozum jednak podpowiadał jej, że nie powinna myśleć o czymś ulotnym, tylko zostać tu gdzie ma pracę, dom i życie. 
            Tylko co to jest za życie, gdy jest w nim sama, bez rodziców, przyjaciółki. Może warto spróbować? Poddać się fascynacji i szaleństwu. Przeżyć kilka chwil, które sprawią, że w życiu może coś się zmienić. 
             Myśląc o tym wszystkim dziewczyna zasnęła, następnego dnia nie miała czasu zastanawiać się nad przyszłością. Zaspała, więc poranek minął jej na szybkim prysznicu, ubraniu się i udaniu się na dyżur. Dzień mijał jej w miarę spokojnie, miała kilku pacjentów, którymi się zajmowała. Kilka minut przed końcem dyżuru, do szpitala transportowano nagły przypadek. Mężczyzna został zaatakowany przez hipogryfa, był w strasznym stanie i dziewczyna wiedziała, że nie wróci do domu o normalnej porze. Pacjent był w miarę przytomny i powtarzał dwa słowa kieszeń i Jane. Nie miała czasu myśleć o co chodzi, ale gdy tylko mężczyzna złapał ją za rękę i popatrzył w jej oczy i znów powtórzył te słowa:
- Moja kieszeń, Jane...
- Mam sprawdzić co jest w kieszeni? - gdy mężczyzna potwierdził, wyjęła z kieszeni jego spodni małe pudełeczko a w nim pierścionek
- Jak odejdę - powiedział ledwo słyszalnym głosem
- Proszę nic nie mówić, musi pan oszczędzać się. Hipogryf troszkę narobił szkód w pana organizmie i musimy panu pomoc.
- Da to pani Jane? 
Hermiona pokiwała głową, że odda i wtedy jej pacjent stracił przytomność. Był w strasznym stanie i leczenie go zajęło jej dużo czasu. Lekarstwa, zaklęcia, eliksiry, a gdy skończyła była szczęśliwa, mężczyzna przeżyje, to było pewne. Cieszyła się w tym momencie z tego, że jest czarownicą bo tylko dzięki temu mogła go uratować. Gdy wyszła z sali gdzie leczyła go, podbiegła do niej śliczna blondynka:
- Co z nim?
- Pani jest osobą spokrewnioną z pacjentem?
- Tak. Jestem Jane, jego dziewczyna, byliśmy w lesie na polanie i wtedy podleciał ten stwor i go zaatakował. Tak się bałam, co z nim? - zakończyła piskliwym głosem dziewczyna.
- Będzie wszystko dobrze. Przez noc będzie nieprzytomny, ale do rana obudzi się. Proszę się nie martwic.
- Dziękuję pani - i z tymi słowami przytuliła Hermionę - mogę z nim posiedzieć?
- Oczywiście.

          Niestety noc musiała spędzić w szpitalu i monitorować pacjenta co godzinę. Nie musiała przychodzić tak często, ale pudełeczko z pierścionkiem miała cały w kieszeni i chciała dać je chłopakowi jak się obudzi. I udało się, obudził się nad ranem gdy po raz kolejny sprawdzała jego stan. Jane oczywiście spała z głową na jego łóżku i nie zobaczyła nawet jak lekarka podaje chłopakowi malutki skarb. Chłopak spojrzał na Hermionę i podziękował jej. Nie musiał nic mówić, jego oczy wyrażały wszystko. Miona wyszła z pokoju, ale przez szybę patrzyła jak pacjent budzi dziewczynę, widziała jak Jane przytuliła się ze łzami w oczach do chłopaka. I wtedy on podniósł rękę z pudełeczkiem i podał je jej. Poruszał delikatnie ustami i dziewczyna mogła się tylko domyśleć o czym mówił. Zobaczyła jak dziewczyna otworzyła pudełko i wyjęła pierścionek, nałożyła go na palec i rozpłakała się. Ten moment poruszył serce Hermiony. Widziała wiele razy oświadczyny na szpitalnym łóżku, zawsze to wyglądało słodko, ale dziś? To było coś innego, w tym właśnie momencie Miona chciała się znaleźć na miejscu Jane. Zamknęła oczy i próbowała wczuć się w ich sytuację, a gdy je otworzyła to mignęła jej twarz pewnego blondyna i wiedziała już co trzeba zrobić. 

              Wróciła do swojego gabinetu i napisała pismo o bezpłatny roczny urlop, spakowała swoje prywatne rzeczy i wysłała je do swojego mieszkania. Wróciła do siebie, wrzuciła do walizki najważniejsze letnie ubrania, kosmetyczkę, książki, albumy i inne rzeczy, które miały wartość sentymentalną, zadzwoniła po taxi i czekając na pojazd napiła się kawy. Chodząc po mieszkaniu i sprawdzając czy ma to co jej się przyda, po cichu żegnała się z każdym kątem. Wiedziała, że wyjedzie na długo, czy na całe dalsze życie tego nie pewna, ale doszła do wniosku, że jeśli nie spróbuje to nie dowie się czy warto. Najwyżej będzie żałować, ale ważne że próbuje prawda?

               Gdy była już na lotnisku i potem usiadła w samolocie, zaczęła się śmiać. Śmiała się głośno, aż ludzie zaczęli dziwnie na nią patrzeć. Ale nikt nic nie mówił. Całą podróż była w dobrym humorze. Gdy doleciała do Miami i czekała na kolejny lot uświadomiła sobie, że nie kupiła jeszcze nic Młodej Parze, więc na lotnisku kupiła im kosz słodyczy. Lot na Bahamy był szybki i nawet nie zauważyła, że jest już na miejscu. Jeszcze jedna podróż taxi i była w hotelu.
             I wtedy się przestraszyła. A co jeśli słowa chłopaka były kłamstwem? Może ma już kogoś? Może to była tylko zabawa, a ona się dała nabrać? Z tymi myślami weszła na teren hotelu i skierowała się w stronę recepcji. Nie musiała wchodzić do środka, bo Draco już z daleka jak wychodził z jakiegoś bocznego pomieszczenia. Zobaczył ją, przetarł oczy jakby z zaskoczenia i chciał się upewnić, że to nie są halucynację. I gdy zobaczył, że dziewczyna zrobiła krok w jego stronę, on również zrobił krok do niej. I tak pomału, krok za krokiem zbliżali się do siebie.
- Minął miesiąc i 3 dni, wiedziałem, że wrócisz. - Mówiąc to patrzył się w jej oczy
- Podziękuj hipogryfowi, to dzięki niemu tu jestem tak szybko.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale kupie mu kwiaty i wyślę w podziękowaniu - uśmiechnął się do niej i zrobił to o czym marzył od miesiąca.

Pocałował ją tak jak jeszcze żaden mężczyzna tego nie zrobił. 
Mijały lata i dziewczyna była pewna jednej rzeczy. Nie żałowała niczego.

2 komentarze:

  1. Hej kocham twojego bloga czytam cały czas. Mam pytanko co do 1. Opowiadania czy będzie kontynuowane bo bardzo przypadło mi do gustu
    Kocham, weny, weny :*

    OdpowiedzUsuń