poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 20

Nie wiem jak to się stało, ale przed Wami kolejny rozdział. Od ostatniego rozdziału minęło 9 dni, więc nawet nie wiecie jak się cieszę, że udało mi się coś napisać. Czy następny również będzie tak szybko? To już wątpię, ale jeszcze w sierpniu pewnie coś dodam. Ale wracam, powoli, ale wracam. Dziś pisząc tych kilka słów, które będą poniżej nawet nie wiecie jaki miałam uśmiech na twarzy, to jest właśnie oznaka, tego, że robię to co kocham. A kocham pisać

pozdrawiam

miłego czytania


- Harry? Co się stało? Był kolejny atak? - Hermiona na widok przyjaciela zaczęła zadawać pytania.
- Nie no Potter, zawsze wiedziałem...  - odezwał się Malfoy, który również postanowił przyjść do pokoju bruneta po tym jak usłyszał, że drzwi w pokoju na przeciwko się otwierają, zamykają, a potem znów otwierają - że wyglądasz kiepsko i jesteś po prostu brzydki, ale dzisiaj widzę, że pobiłeś jakiś rekord. Co się stało? Napadnięto was na bagnach?
- Bardzo śmieszne Malfoy, boki zrywać, ale faktycznie byłem w lesie. I nie Miona, nie było żadnego ataku. Zostałem oddelegowany do innej pracy - dodał ironicznie Harry - a teraz pozwólcie, ale wezmę prysznic i potem wam opowiem co i jak. Miona jak możesz wyślij patronusa do Snape, ok? - mówiąc to udał się do łazienki
- Jasne Harry - dziewczyna wyczarowała patronusa w kształcie wydry - Profesorze Snape, proszę o jak najszybsze przybycie do mojej posiadłości, wejdzie pan bez problemu na mój teren.
Patronus dziewczyny znikł i nie pozostało im nic innego jak czekać. Dziewczyna położyła się na łóżku przyjaciela i zamilkła. Malfoy natomiast tak jak wszedł i stanął przy drzwiach, to stał tak nadal. Cisza była ogromna, słychać było jedynie wodę w łazience, oznaka, że Harry jest już pod prysznicem. Pierwszy raz cisza, która nastała zaczęła im przeszkadzać. Oboje i Miona i Draco myśleli o tym samym, czy to na pewno nie atak? Jeśli nie jest to atak, to co brunet robił takiego, że wyglądał jak po zderzeniu z rozwścieczonym hipogrofem? Niestety musieli czekać. Po chwili ciszy odezwała się dziewczyna
- Malfoy, czy naprawdę myślisz, że to nie atak?
- Tak mi się wydaje, Potter powiedział, że miał inną pracę, więc jestem pewien, że po prostu jak był w lesie, to potknął się o gałąź i poleciał twarzą w jakieś bagienko czy coś takiego. To prostu on, chłopak, który ma pewien problem ze sobą. Czasami nawet zastanawiam się, kto był tak głupi, że przyjął go jako aurora. I dlaczego on chciał się w to bawić?
- To bardziej chodzi o to, że nie miał wyjścia - powiedziała cicho dziewczyna
- Jak to nie miał wyjścia, każdy ma wyjście, zwłaszcza taka osoba jak on. Znany na całym świecie Harry Potter, przecież musiał dostawać mnóstwo propozycji.
- I dostawał je, ale nie miał wyboru. Jak pamiętasz to po pokonaniu Voldzia, wszyscy zaczęli znów wychwalać Chłopca, który przeżył. Dla każdego pracującego w Ministerstwie, w Zakonie, dla ludzi stojących  po jasnej stronie, w gazetach, było tylko jedno, to on Ostoja Dobroci, Dzielny Młody Człowiek, Wybawiciel Świata. Nie miał wyjścia. Ludzie Ministra sprawili, że miał nadal walczyć, szukać popleczników, którzy się ukrywali. W pewnym stopniu zostało mu to nakazane od góry.
- Tak jak ja miałem być śmierciorzeńcą - powiedział cicho chłopak
- Tak, to jest to samo. Masz rozkaz i musisz go wypełnić, chodź brzmi to śmiesznie. Nie miał wyjścia, ludzie podjęli za niego decyzje. I tak zostało, jest skuteczny, naprawdę jest nadal dobry. Ludzie go kochali, dziękowali, dostawał pełno listów, więc zmieniał miejsca zamieszkania. Nawet przez kilka miesięcy mieszkał w różnych hotelach w Londynie i w Wielkiej Brytanii i teleportował się z nich, ale sowy z listami sprawiały zbyt dużo pytań. Mieliśmy dosyć wszystkiego po wojnie, chcieliśmy spokoju, ciszy, zapomnienia. Próbowaliśmy zapomnieć o tym co było, o martwych przyjaciołach, krzyku, strachu, po tym wszystkim mieliśmy dosyć wszystkiego, zwłaszcza mieliśmy dosyć trupów. Wiesz, że przez ten czas, gdy nie było nas w szkole i szukaliśmy możliwości pokonania Voldzia, dużo ćwiczyliśmy i uczyliśmy się. Nie chcieliśmy zabijać, lepsze były takie zaklęcia, które sprawiały, że poplecznicy byli może nie tyle co nie przytomni, ale bardziej zastygli w ruchu na określony czas. To było stare zaklęcie, które dobrze wypowiedziane sprawiało, że osoba nim ugodzona nawet na trzy godziny mogła być zastygła. Nawet nie wiesz ile to nam dawało możliwości i spokoju, że jednak nie odbieramy życia nikomu.
- Baliście się zabijać? - zapytał cicho chłopak, zaskoczony słowami dziewczyny, ale i szczęśliwy, że dzieli się z nim czymś co było tylko dla najbliższych
- Tak, na początku nie chcieliśmy i baliśmy się, ale potem wszystko zmusiło nas niestety do zabijania. Nie wiem jak ty i inni młodzi poplecznicy to robiliście, ale jak uciekliśmy z twojego dworu to podjęliśmy z Harrym decyzje, że nie mamy wyjścia. To jest rzecz, z której nie jestem dumna. Cieszę się jedynie, że to już minęło.
- Poradziłaś sobie z tym?
- Z tym?
- No, że odebrałaś komuś życie.
- Tak Malfoy, ale bez pomocy psychiatry nie dałabym rady.
- Psych, co?
- Psychiatra, to taki mugolski lekarz od głowy. Idziesz do niego, kładziesz się na szezlong i mówisz, mówisz, a on pomaga ci zrozumieć twoje postępowanie. Tak w skrócie.
- I to pomaga?
- Bardzo, naprawdę to pomaga. Harry cały czas z niego korzysta, po każdym morderstwie idzie do niego. I nie jest to coś, czego powinno się wstydzić. Teraz, co drugi, no może co trzeci Brytyjczyk chodzi do psychiatry, podobno to jest modne. - zaśmiała się dziewczyna - Ale można do niego iść nie tylko wtedy, to jest lekarz, który ma za zadanie wysłuchać i pomóc, jeśli oczekujesz tej pomocy, oczywiście.
            Większość rozmowy jej i Draco słyszał brunet, który był zdziwiony tym, jak swobodnie oni rozmawiają ze sobą. Wiedział, że uczą się razem do egzaminów, bo tego wymaga uczelnia, ale żeby aż tak? Zdziwił się i nie wiedział, czy pokazać im, że jest już razem z nimi, z jednej strony rozmawiali o nim, nie żeby miał coś przeciwko. Teraz niestety Malfoy stał się jednym z nich, ale z drugiej stronie to nadal jest Malfoy. Na szczęście rozmyślania Harrego przerwało pukanie do drzwi i po cichym proszę ze strony Hermiony, do środka wszedł ich dawny profesor.
- Witam Panno Granger, Draco, Panie Potter.
- Dobry wieczór profesorze, dziękuję, że tak szybko pan profesor przybył do nas - powiedział Harry, zadowolony, że w końcu mógł pokazać się, że wyszedł z łazienki. - Proszę usiąść - mówiąc to wyczarował dwa fotele dla profesora i Draco, a sam usiadł na łóżku koło Hermiony
- Nie mam za dużo czasu, więc co się stało? - mówiąc to usiadł na jednym z foteli
- Przede wszystkim odsunęli mnie od sprawy. Niby Minister powiedział, że nie mogą wszyscy aurorzy brać udziału w dochodzeniu zabijania popleczników. Uważa, że jest tyle innej pracy do roboty, że tylko pięciu aurorów wystarczy do tego zadania. Wybrał idiotów, serio. Nie mogę powiedzieć kogo, ale uwierzcie mi, nie było gorszych osób od nich. Zastanawiałem się, czy wziął ich ze względu na ich tępe usposobienie czy...
- Harry jak możesz tak mówić? Tępe? - przerwała mu dziewczyna
- Tak tępe, bo wiesz co oni uważają na temat tego? Że dobrze im wszystkim tak, świat jest piękniejszy dzięki tej grupce i po co w ogóle pracować. Dlatego tak Miona oni są idiotami
- Może masz rację Harry, ale widzę, że coś cię gryzie jeszcze prawda?
- No bo wiesz, ja podsłuchałem go - powiedział cicho
- Kogo Potter podsłuchiwałeś? - zapytał zaintrygowany Malfoy
- Ministra - odpowiedział prawie szeptem
- Naprawdę? I co takiego od tego człowieka usłyszałeś? Jakieś sekrety? Zamieniam się w słuch - zadowolony Malfoy, rozsiadł się wygodniej na fotelu
- Czy możecie zacząć być poważni i Panie Potter przejść już do konkretów? Tak jak wspomniałem nie mam za dużo czasu - przerwał im Snape
- Oczywiście panie profesorze. Przede wszystkim ja nie chciałem, ok już mówię dalej. Poszedłem do niego, chciałem się dowiedzieć, czemu nie mogę brać udziału w tym dochodzeniu zwłaszcza, że ty Malfoy i twoja matka jesteście jakby pod moim dachem. Mieszkacie teraz z aurorem, więc oczywiste powinno być to, że będę działać, a tu niespodzianka. Gdy wszedłem do holu nie było jego sekretarki a drzwi od jego gabinetu były uchylone, chciałem zapukać, ale wtedy usłyszałem szeptem wypowiedziane słowa zasadzka i Malfoy w jednym zdaniu. Tak to mnie zaciekawiło, że postanowiłem posłuchać. Okazało się, że to co tylko wtedy pan profesor mówił, że pokazało mu się w głowie, żeby wystawić Malfoya jest już konkretnym planem. Wymyślili sobie, że na siłę zmienią lokum dla ciebie i twojej matki, niby bezpieczne, ale będzie można gdzieś na Nokturnie szepnąć, że zwłaszcza ty mieszkasz w nowym miejscu. Podobno ma jutro przyjść tutaj i powiedzieć, że znalazł bezpieczne lokum. Zwłaszcza, że jutro, gdy mnie od rana znów wysyła do jakiegoś lasu po jakieś totalne głupoty. Powiedział do tego drugiego człowieka, że wie jak zagadać i zrobi wszystko, żebyś chociaż ty z nim poszedł. To jakaś paranoja jest. On jest nienormalny i powinien się leczyć. Uważa, że ty Miona i Malfoy jesteście wrogami i to będzie jego as.
- Kto tego idiotę wybrał na Ministra? Bo chyba sam się mianował na to stanowisko, czy tylko mi się wydaje, czy to już oznaka demencji starczej? - zapytał się blondyn
- Nie Draco, to nie demencja, to jest szaleństwo. A teraz jeśli pozwolisz Granger, to spędzę jutro w tym domu dzień i poczekam na niego. Niech wie, że nie będziesz sama z Draco i Narcyzą, tylko będzie z wami doświadczony czarodziej. A teraz nie martwcie się o nic i lepiej idźcie do łóżek. A ty Potter wypij jakieś ziółka. Żegnam - z tymi słowami Snape wyszedł z pokoju i rezydencji Granger.
Cisza jaka została nie trwała długo. Po chwili zaczął śmiać się Malfoy.
- I z czego tak się śmiejesz? - zapytała się go dziewczyna
- Ziółka, kazał się mu napić ziółek.
- Żeby ochłonął, po to są, wystarczy kilka łyków i człowiek nie denerwuje się aż tak i może spokojnie zasnąć
- Granger, dla niego jest potrzebna Ognista, albo whisky, więc zaraz wracam. Jutro Potter pójdzie do lasu i zjedzą go sówki i wiewiórki i może liski - śmiejąc się nadal Draco wyszedł szybko z pomieszczenia.
- Miona, nie wiem o co mu chodzi, ale chyba zamknięcie źle działa mu na głowę, albo za dużo się uczy.
- To wina książek. Założyliśmy się i każde chce wygrać.
- Ty się założyłaś? A o co?
- Jakieś głupoty. Ale wygram, więc później sam zobaczysz - gdy to mówiła, na jej policzkach pojawił się rumieniec, Harry nie wnikał, wiedział, że jeśli dziewczyna sama nie powie to niczego się nie dowie. Nie mógł nawet zacząć kolejnego zdania, gdy z szybkością błyskawicy do jego pokoju wrócił Malfoy z butelką whisky i trzema szklankami
- To co pijemy? - zapytał z radością w głosie
- Czy tylko mi się wydaje, czy szukałeś okazji, żeby wypić 30-letnią whisky mojego ojca?
- Okazji? A czy potrzebna jest okazja? Przecież twój tato powiedział, korzystaj dowoli z barku, więc korzystam, a jest co opijać. To może być mój ostatni dzień, noc w tym domu.
- Nie wygłupiaj się Malfoy, sam dobrze wiesz, że tu zostajesz. - gdy Draco spojrzał się na nią z zaskoczeniem ta odpowiedziała - jak inaczej mielibyśmy się uczyć do egzaminów, co? To jest jedyna możliwość, żebym dostała się do szkoły, więc chcesz czy nie zostajesz.
- No to wypijmy za to, że Hermiona Granger nie chce mnie oddać w ręce złych ludzi. - mówiąc to nalał alkohol do szklanek i rozdał im
- Wy oboje jesteście świrnięci. Serio Miona, już mu dorównujesz, ale masz rację Malfoy wypijmy, bo muszę jakoś jutrzejszy dzień przeżyć.
             Wieczór spędzili wypijając butelkę whisky, z czego oczywiście najwięcej wypiła osoba, która kochała ten smak. Już po jednej szklance doszli do wniosku, że potrzeba im było tego. Potrzebowali rozluźnienia, śmiechu i robienia czegoś więcej niż nauka lub zamartwianie się. Zdawali sobie sprawę, że jutrzejszy dzień będzie ciekawy, bo tylko tak można było nazwać spotkanie z Ministrem, a że miał być Snape to taka możliwość zabawy miała być jeszcze lepsza. W trakcie rozmowy nawet doszli do wniosku, że trzeba to nagrać, tak żeby i Harry Potter mógł zobaczyć później tą rozmowę.


3 komentarze: